Malezja
kryje ogromną ilość skarbów
natury, dlatego jako zwolennik aktywnego wypoczynku nie sposób się tutaj
nudzić. Z naszych 5 dni próbowaliśmy wycisnąć jak najwięcej się tylko dało, mimo
to już na wstępie musieliśmy zrezygnować z (podobno) świetnej możliwośći
snorkellingu na rajskich wysepkach Pulau Perhentian leżących na zachodnim
wybrzeżu. Nie twierdzę jednak, że ten pomysł nie chodził nam jakiś czas po
głowie.
Ponieważ naszym
punktem wyjściowym było leżące na południu Kuala Lumpur, a kierowaliśmy się na
północ do George Town na wyspie Penang, oczywistym stało się zboczenie z trasy
celem plądrowania malezyjskich pól herbacianych. Także ta destynacja na dobre
parę godzin stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Kręta trasa w górę, wąskie
drogi, niezliczone ilości motocyklistów i powodujący korki natłok aut jak nic, w
ten piękny (wbrew oczekiwaniom) słoneczny poranek sprzyjał stłuczkom. Tym
sposobem, w ekscytacji wynikającej z uczucia bycia już jedną nogą na miejscu,
usłyszeliśmy ciche stuknięcie i byliśmy zmuszeni zjechać na pobocze. Skuter,
który na nas najechał zostawił lekki ślad na zderzaku, nic wielkiego - pod
warunkiem, że nie jest się w drodze wypożyczonym autem, które zostało wcześniej
dokładnie obfotografowane przez wypożyczalnię. Żeby uniknąć (kosztownych)
nieprzyjemności ze strony wypożyczalni, zmuszeni byliśmy "zachęcić" sprawcę do
poszukiwania z nami posterunku policji i zgłoszenia szkody. Na miejscu
zastaliśmy obraz, który ciężko będzie wymazać z pamięci: policjanci w dresach, siedzący z kotem przy kamiennym stole przed nieotynkowaną
komórką mieszczącą komisariat policji. Na nasz widok niechętnie ruszyli się z
miejsca, a widząc wielkość szkody zaproponowali nam, żebyśmy sobie dali spokój,
co (mając perspektywę straconego buszowania wśród zielonych krzaczków) z chęcią
byśmy zrobili. Na nasze uporczywe naleganie na przyjęcie zgłoszenia, nie bez
ociągania zabrali się za wypełnianie obszernego formularza, by po jakimś
czasie dojść do wniosku, że to nie ich komisariat jest tym właściwym miejscowo.
Widząc nasz przerażony wizją straconego dnia wzrok, policjanci sami podjęli się
konwersacji telefonicznej z naszą wypożyczalnią tym samym rozwiązując nasz
problem. Obyło się bez protokołu, a kierowca skutera dostał polecenie
zapłacenia nam określonej sumy pieniędzy, co zostało udokumentowane przez
policjantów za pomocą zdjęcia, wysłanego następnie wypożyczalni. Zadowoleni
ruszyliśmy dalej wciąż mając trochę czasu by zanurzyć się w tej zielonej
otchłani.
Cameron Highlands
to górzysty teren z kapryśną pogodą, skąpany w całości w soczyście jaskrawej
zieleni pól herbacianych ciągnących się bez końca. Obszar rozwinął się za czasów
brytyjskiej kolonizacji i prędko stał się miejscem wypoczynku Wyspiarzy. Zajadając
się marchewkowym ciastem, popijanym czarną herbatą kryjąc się przed
gęstym deszczem, który znienacka zawładnął całą doliną, by po kilkunastu
minutach ustąpić słońcu, nie musiałam się długo zastanawiać dlaczego akurat
Brytyjczycy szczególnie ulubili sobie to miejsce.
Przed nami była
jeszcze wizja sporego odcinku ciągnącego się przez te rejony, które z małą
przerwą spędziłam przyklejona do szyby bocznego okna. Powoli zachodzące słońce
i wizja dalszej drogi z jednej strony niepokoiła nas, a z drugiej pozwoliła
zobaczyć wzgórza w ich najlepszej odsłonie. Wspomnianą przerwę zrobiliśmy na
zbieranie najdroższych w naszym życiu truskawek. Nie dość, że sami musieliśmy
je znaleźć, to jeszcze trzeba było za nie słono zapłacić. Nie wiem jak na to
wpadliśmy, zwłaszcza, że truskawki to dla nas przecież żaden egzotyczny
rarytas! Nasz mało sensowny pomysł bawił nas już podczas jego realizacji,
chociaż tyle było z tego pożytku.
Kolejnym
punktem przyrodniczym na
mapie, sporo oddalonym od Cameron Highlands, bo aż na wyspie Penang, który udało
nam się zobaczyć był Penang National Park, czyli najmniejszy park narodowy
wyspy. W ofercie ma do zaproponowania fakt bycia dżunglą, co dało się odczuć
podczas wspinaczki po konarach zwalonych drzew i nieznośnie parnym
mikroklimacie oraz plaże obfitujące w małpy, czego również udało nam się
doświadczyć kryjąc w pośpiechu plecaki przed ciekawskimi małpami. Cała trasa
trwała nie dłużej niż 2 godziny i wiodła przez kilka plaż. Na koniec zostaliśmy
przetransportowani łódką do punktu wyjścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz