Geograficzna
specyfika kraju niejako „narzuca“ turystom charakter podróży. Wietnam jest podłużny i stosunkowo wąski
(licząc w środkowej części jedynie 50 km), dlatego dla wielu z nas wybór
redukuje się do dwóch opcji. Z północy można zjechać na południe bądź z
południa piąć się na północ. Nie wolno zignorować także kaprysów pogody, a ta
bywa w Wietnamie bardzo różnorodna. Na północy, wysoko w górach, zimą potrafi
pojawić się śnieg, Wietnam środkowy i południowy cechuje się klimatem
tropikalnym i naprzemienną porą suchą bądź deszczową. Te dwa faktory
zdecydowały o tym, że naszą podróż (przypadającą na koniec kwietnia i maj)
zaczęliśmy od położonego na południu, gwarnego Sajgonu. W ten sposób udało nam
się, zgłębiać deltę Mekongu co prawda w skwarnym upale ale za to bez
towarzystwa monsunowych deszczy.
Podczas trzytygodniowej podróży nie zobaczyliśmy oczywiście całego kraju, a nawet jego
połowy. Wietnam jest potężny, dużo jego terenów stanowią góry i wyżyny, my
najczęściej przebywaliśmy w okolicach ciągnącego się na 3451 km (!!) wybrzeża.
Na domiar tego urozmaiciliśmy naszą wyprawę Kambodżą i Malezją. Dzisiaj jednak
nie o tym a za to o północy kraju i jego tętniącą życiem stolicą.
Hanoi było naszym
ostatnim przystankiem i zarazem przepięknym pożegnaniem z krajem. I jak wiele
innych miejsc w Wietnamie, okazało się bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Po
zniechęceniu Sajgonem byłam pewna, że wietnamskie metropolie ze swoim harmiderem
mogą jedynie przyprawić mnie o zawrót głowy. Nic bardziej mylnego. Tutaj azjatycki
chaos to tylko tło dla przebijającego się na plan pierwszy życia mieszkańców
stolicy, które to toczy się na ulicach miasta. Po porannej dawce Tai Chi nad
brzegami jeziora Hoan Kiem hanojczycy pracując w pocie cały długi dzień, od
czasu do czasu ucinając sobie krótką drzemkę (również na ulicy). Inna ich część
sączy kawę na lodzie, bądź kawę z jajkiem w cieniu jednej z tysięcy kawiarenek
przykucając na różnokolorowych, plastikowych taborecikach, których na ulicach
północnego Wietnamu jest takie zatrzęsienie, że obok skuterów można by śmiało
nazwać je ich symbolem narodowym. W weekendowe wieczory kluby i restauracje
wypełniają się po brzegi, a mieszkańcy z kawy przerzucają się na jednodniowe
piwo bez gazu. Promująca aktywny tryb życia część społeczeństwa rozprasza się
po głównej ulicy, wyłączanej z ruchu na weekendy, oddając się wspólnym grom i
zabawom. Ten sposób spędzania czasu znajduje swoja kontynuację również w trakcie
weekendowych dni, podczas których widzimy cały przekrój społeczeństwa, od
najmłodszych do najstarszych, skupionych na grupowych aktywnościach, od czasu
do czasu zagadując turystów celem podszkalania angielskiego. Jak dla mnie
Hanoi, z tego względu jest stolicowym ewenementem!
A co robi w Hanoi
turysta? Po nacieszeniu się miksem francuskiej kolonialnej architektury z
chińskimi i wietnamskimi budynkami, oddaje się szałowi zakupów. A jest w czym
przebierać. Stare miasto stanowi plątaninę uliczek i ulic, każda z nich od lat
i z konsekwencją jest domem dla przedstawicieli przeróżnych cechów. I tak z
ulicy jubilerów przedostaniemy się na ulicę handlarzy jedwabiem bądź torbami.
Wszelakie rękodzieło czy żelastwo stoją także do dyspozycji. W celu nabycia bardziej wyszukanych pamiątek można udać się po zakup jednego z licznych nagrobków czy zdobnych
ołtarzyków Buddy.
Dla wytchnienia, shopping można zakończyć racząc się słynną w stolicy kawą z jajkiem a raczej
koglem-moglem (Egg Coffee). Są dwie wersje: na ciepło i na zimno. Mimo, że
nie lubię słodkiej kawy, ta mieszanka przypadła mi do gustu. Kawa wietnamska
jest specyficzna sama w sobie, Wietnamczycy piją ja zazwyczaj z cukrem, jej
połączenie ze słodyczą kogla-mogla jest jednak zdecydowanie lepsze. Mikstury
można napić się w wielu kawiarniach, warta polecenia jest kawa w, historycznej już, Giang Cafe.
Pomysł na takie przyrządzenie kawy powstał z potrzeby zastąpienia mleka, które
dawniej nie było tak powszechnie dostępne.
Żeby całkiem nie
pominąć zabytków na naszej liście powinna znaleźć się obowiązkowo świątynia
oraz Wieża Zółwia na jeziorze Hoan Kiem, którego wody przez długie lata
zamieszkiwał żółw a mieszkańcy miasta sprzątali mu cyklicznie jego "dom" aby
żyło mu się milej. Kolejnym punktem "must see" powinna być Świątynia Literatury
oraz mauzoleum i muzeum wodza kraju Ho-Chi-Minha.
Niemałą atrakcją
a zarazem ważną lekcją kultury są wieczorne odwiedziny w Miejskim Teatrze Lalek
na Wodzie "Thang Long". Barwnie malowane, drewniane lalki zapoznają nas z
historią, życiem i legendami Wietnamu. W akompaniamencie ludowej muzyki i
śpiewów (na żywo) widzimy walki smoków ziejących ogniem, proces plantacji ryżu
oraz połowy ryb. Całe przedstawienie koordynowane jest przez kilkunastu
aktorów, którzy zanurzeni po pas w wodzie, zza kurtyny kierują grę lalek.
Sama historia tego rodzaju teatru ma bardzo długą tradycję, w dawnych czasach
przedstawienia odbywały się na tafli jezior, rzek bądź zalanych polach
ryżowych.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza