Malezja była cudownym przypadkiem naszej podróży.
Przypadkiem, bo dołączyła do planu w wyniku popołudniowej rozmowy „pół żartem, pół serio” i jednego rzutu okiem na
mapę Azji. Tak narodzona idea znalazła potwierdzenie w kosztach lotów azjatyckich
tanich linii lotniczych. Jak się okazało, najatrakcyjniejszą cenowo opcją na
wydostanie się ze Siem Reap w Kambodży i powrót do Wietnamu jest przelot przez
Kuala Lumpur.
Przyznaję się bez
bicia i upubliczniam tym swoją ignorancję, ale o Malezji przed wylotem nie
wiedziałam nic. Tytuły ksiąg nad którymi musiałam pochylać się ostatnie
miesiące przed wyjazdem były dalekie od tych podróżniczych. Nie wiedziałam
czego więc oczekiwać i w jakim stopniu rozwinięte państwo przyjdzie nam zgłębiać
pięć długich dni. Pobieżnie znalezione informacje z internetu nie potrafiły
zachęcić, zdjęcia też nie wydawały się oszałamiające, dopiero szybko
przewertowany przewodnik zadbał o odpowiednią dawkę intrygi. Jak to trzy
kultury żyjące na kupie? Jak to dzikie plaże i nieujarzmiona natura? I jeszcze
te plantacje herbaty! Była chwila, a nawet ich kilka, w których próbowaliśmy
wyskrobać każdą sekundę, żeby zobaczyć
jak najwięcej odwracając plan do góry nogami. Jednak kupione bilety nie
pozwalały na zbyt dużą elastyczność. Po powrocie stwierdzam jednak, że było
dobrze tak jak było, a do Malezji z jak największą chęcią wrócimy kiedyś
ponownie.
Co nas tam
zastało? Skąd te zachwyty? A chociażby
ze wspaniałego Georgetown na wyspie Penang. Sama się sobie dziwie, przy tej
mojej ostatniej niechęci do miast, że po raz trzeci z rzędu na tapecie pojawia
się jakieś azjatyckie miasto! Jak widać mimo sporej dawki zgiełku potrafią one
mieć w sobie też coś przyciągającego.
Jak wspomniałam
wcześniej, Malezja to (uogólniając) dom dla trzech kultur i religii. Malajowie
są w większości muzułmanami, a islam jest religią państwową. Obok nich wyspę
zamieszkują Chińczycy i też wyznawcy hinduizmu. Brytyjskie panowanie również
nie przeszło bez śladu. To właśnie za tych czasów na wyspę Penang za pracą
przyjechała największa ilość Chińczyków, którzy na statkach przywieźli ze sobą
oprócz języka także tradycję i kuchnię, która następnie spajała się z tą
zastaną na miejscu. To właśnie dlatego główne miasto wyspy Penang, George Town, to prawdziwy miks kultur. Tutaj na rogu usłanej kwiatami "Little India" widnieje meczet, po chińskim street-foodzie wpadasz do hinduskiej świątyni, a po
nocnej kolacji u muzułmanina sączysz drinka w jednym z zabytkowych, chińskich shophouses - domki, które oprócz części mieszkalnej u góry, na
dole mieściły pomieszczenia przeznaczone na różnorakie zakłady, z których
utrzymywała się rodzina.
Dzisiaj to raczej pamiątka
odległych czasów, a pomieszczenie na dole, zamiast sklepów pełni funkcję
salonu, w którym wieczorami, przy odsuniętej rolecie, niemalże na ulicy, przed
telewizorem zasiada cała rodzina. Cały
ten kulturowy misz-masz ogląda się w cieniu drapaczy chmur i
przy rześkim podmuchu wiatru z nad indyjskiego oceanu.
George Town, to
jednak nie tylko historia. Swojego czasu podupadające miasto wpisano na listę
światowego dziedzictwa UNESCO, co samo w sobie podniosło jego rangę. Aby pchnąć
w miejsce nowe życie, lokalne władze postawiły w 2010 roku na street art. Zaczęło
się od metalowych dzieł sztuki zdobiących ulice miasta, jednak największą gwiazdą
tej sceny okazał się litewski artysta Ernest Zacharevic. To jego murale przyciągają turystów niczym
magnes, a agencje turystyczne zaopatrzone są w mapki, które umożliwiają
zwiedzanie miasta podążając za tymi arcydziełami, nie rzadko skutkując w
kolejkach do zdjęcia.
Gdzie wato udać
się na krótki wypad poza miasto? Z pewnością wart
polecenia jest kompleks buddyjskich świątyń Kek Lok Si, należących do jednego z
większych w swoim gatunku. Jeżeli to Was nie przekonuje to może zachęci Was
informacja, że w okolicach kompleksu znajduje się (podobno) najlepszy street food, serwujący fantastyczną lokalną potrawę Asam
Laksa, w wielkim uproszczeniu jest to ostra zupa rybna. Danie to zostało
zamieszczone na liście najsmaczniejszych posiłków świata.
Zachód słońca można
podziwiać ze wzgórza znajdującego się na peryferiach George Town, aby cieszyć
się jego widokiem z wysokości.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza