Żegnamy się z Albanią,
a Albania żegna się z nami. Tuż przed grecką granicą auto skacze
po raz ostatni na wyboistej drodze.
W kryzysowej Grecji
czekają na nas europejskie ceny, sztuczne lemoniady i wszechobecny
angielski. Zaczynam czuć smutek kończących się wakacji.
Na Korfu można dostać
się także promem z Sarandy, jednak dogodniejszą i tańszą wersją
jest ten z greckiej Igumentisty. Na miejscu dowiadujemy się, że
zamiast do miasta Korfu dopłyniemy do Lefkimi. Kartkuję szybko
przewodnik w poszukiwaniu ciekawych miejsc na trasie do hostelu.
Wybór pada na utworzone przez wenecjan słodkowodne jezioro.
Widok nieco nas
rozczarowuje, za to zachwyca obrana trasa poprzez gaje oliwne.
Przed nami kolejna
niespodzianka. Przypadkowo wybrany hostel na obrzeżach wioski
Pelekas okazuje się być rajem nad samym brzegiem morza. Mieszkamy w
Jurasik Parku. Brak dinozaurów tylko nieznacznie przywraca nas do
rzeczywistości. Bujna roślinność, góry, piaszczysta plaża i
fale rodem z morza bałtyckiego.
Korfu jest piękne. To nie
mit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz